środa, 23 lutego 2011

„Zona”

Pył, niewidzialny pył. Przed każdym wejściem do busika cała grupa z pietyzmem otrzepuje z niego buty i kurtki. Promieniowania w końcu nie widać. Zwiedzając okolice Czarnobyla ponad 20 lat po katastrofie, odnosi się często wrażenie nierealności, jakby było się na planie jednego z licznych filmów katastroficznych. Cisza, upiorna cisza i wycie licznika przy szczególnie skażonych miejscach, szybko jednak przywracają poczucie rzeczywistości. W ciągu dnia pobytu na terenie strefy „pobiera się” taką dawkę jak podczas długiego, międzykontynentalnego lotu bądź też dziesięciu badań RTG. Niemniej jednak, na początku zwiedzania podpisuje się oświadczenie o dobrym stanie zdrowia i zaniechaniu jakichkolwiek roszczeń prawnych w przyszłości.
Cztery reaktory (a docelowo miało ich być 20) dominują nad okolicą, która po 26 kwietnia 1986 została dosłownie zrównana z ziemią i przeorana. Wykopano wszystkie drzewa, które umarły na skutek radioaktywnych opadów. Taki sam los spotkał , nomen omen (?) wioskę Kopaczi, gdzie w ramach eksperymentu postanowiono rozebrać wszystkie domy i zakopać je w ziemi. Na kopcach będących śladami domów poustawiane są znaki z sybmolem promieniowania.
Co tak naprawdę dzieje się wewnątrz reaktora bloku nr 4 nie wiadomo. Fizycy mają na ten temat wiele teorii. Jedno jest pewne – wciąż trwają w nim procesy chemiczne. Dlatego też obecnie trwa budowa nowego sarkofagu, który ma wzmocnić przestarzałą konstrukcję starego. Niektórzy pracują tutaj „tylko” 15 min dziennie pobierając przez ten czas dawkę równą Co ciekawe, pozostałe trzy reaktory pracowały nadal po katastrofie, dopóki nie wygaszono ich pokolei na prośbę (popartą sporą sumą pieniędzy) państw zachodnich, zaniepokojonych ich „problemami technicznymi”.
Czarnobyl jest nazwą, która wciąż budzi dreszcz emocji. Niemniej jednak to Pripiać, modelowe radzieckie miasto, zbudowane specjalnie na potrzeby powstającego kompleksu elektrownii atomowych stanowi „skansen” radioaktywnego horroru. Jakkolwiek dziwnie to brzmi, jest to miesce zadbane – trawę ścina się, a potem pali regularnie, aby zapobiec skażeniu wód gruntowych. Ze wszystkich budynków- bloków, centrum sportowego, hotelu - szkoła zdecydowanie robi największe wrażenie. To dlatego, że najmiej bylo tu, rzeczy, które warto było ukraść. Na co komu bowiem plakat na chwałę Gagarina, podręczniki czy niewygodne ławki.
Podczas gdy w Kijowie drzewa są jeszcze zielone, tu jest już jesień pełną parą - przemiana materii na terenach najbardziej skażonych przebiega szybciej niż normalnie Jest to obok wiosny, najlepsza pora do odwiedzenia tego miejsca. Latem bowiem wybujała roślinność niemal całkowicie przyslania to, co jeszcze zostało z dawnych zabudowań. Topole osiągają wysokość czterech pięter, w hotelowych pokojach brzózki rozsadzają podłogi. Za 20, 30 lat po mieście nie pozostanie najprawdopodobniej żaden ślad.

---
Tekst napisany dla pewnej redakcji podróżniczej. Widocznie jednak preferują słodkie obrazki z egzotycznych miejsc, bo powyższy tekst nie spotkał się z żadnym odzewem.

Brak komentarzy: